Polska Chrześcijańska Służba
e-mail: pchswarszawa@gmail.com

Najbardziej tragicznym momentem w życiu matki jest śmierć jej dziecka - kiedy syn kona na jej oczach. Dobrowolna śmierć syna kiedy nie było słychać huku armat czy zgiełku wojny. Okoliczności i sposób w jaki trafił jej syn w pęta śmierci nie wynikał z choroby czy wypadku, ale z rażącej niesprawiedliwości, nieczułości okrutnego systemu i zmowy polityczno-religijnej. Czy wśród zatwardziałych serc znajdzie się miłość i troska o drugiego? Cudowny przykład Chrystusa, który nawet w obliczu śmierci nie wyrzekł się człowieczeństwa i umiłował ludzi do końca. Słowa i czyny miłości towarzyszyły Mu przez całą Jego służbę. To miłość woła dzisiaj z krzyża, a nie okrutne, naturalistyczne sceny wyrywanego mięsa i płynących strug krwi. To była cena jaką zapłacił Chrystus za nasze grzechy. Z takim okropieństwem i obrzydzeniem powinniśmy patrzeć na grzech z powodu którego On musiał pójść na krzyż i zapłacić - życie za życie. Poniżej rozważanie Jego odpowiedzialnej miłości, której tak często dzisiaj brakuje ....

* * *

"Teraz stanęła pod krzyżem Jezusa jego matka. Kiedy więc Jezus ujrzał swoją matkę, a stojący obok uczeń, którego miłował, on rzekł do matki: Niewiasto, oto syn twój! Wtedy mówi do ucznia: Oto twoja matka! (Jana 19,25n).

„Stała teraz pod krzyżem Jezusa, jego matka” (Jn 19,25). Podobnie jak jej Syn, Maria nie była wtajemniczona z ciągłym smutkiem, który towarzyszył jej od narodzin Syna. Na na początku czytamy: „A anioł rzekł do niej: Bądź pozdrowiona, obdarzona wielką łaską, Pan z tobą: błogosławiona tyś wśród kobiet. A gdy go ujrzała, zaniepokoiła się jego mówiąc, i rozważała w umyśle, co by mogło znaczyć to pozdrowienie.” (Łk 1,28n). To był tylko zwiastun wielu kłopotów: Gabriel przyszedł ogłosić jej fakt cudu poczęcia, a chwila zastanowienia pokaże nam, jaki ciężar odtąd będzie niosła stając się Matką naszego Pana w tajemniczy i niespotykany sposób. Anioł przyniósł poselstwo, które bez wątpienia było wielki zaszczytem, ale wybór Marii wiązał się z utratą jej reputacji Marii i próbami jej wiary.

Pięknie jest obserwować jej ciche poddanie się woli Bożej: „I Maria rzekła: Oto służebnica Pańska; niech to będzie dla mnie według twego słowa” (Łk 1,38) było jej odpowiedzią. Tak to była piękna rezygnacja. Mimo to była „zmartwiona”. To zwiastowanie i, jak powiedzieliśmy, było tylko zapowiedzią wielu prób i smutków. Jaki smutek musiał jej wtedy sprawić, gdy nie było pokoju w gospodzie, musiała położyć swoje nowo narodzone dziecko w żłobie! Ileż musiało jej doznać udręk, gdy dowiedziała się o Herodzie, który czyhał na życie jej niemowlęcia zabijając setki niewinnych dzieci! Jakie kłopoty ją spotkały kiedy została zmuszona z jego powodu do ucieczki do obcego kraju i przebywać przez kilka lat w ziemi egipskiej! Ile bólu przeszła, kiedy zobaczyła, że ​​jej Syn jest wzgardzony i odrzucone przez innych! Jaki smutek musiał ścisnąć jej serce, kiedy zobaczyła, że jest znienawidzony i prześladowany przez własny naród! A kto może oszacować przez co przeszła, stojąc pod krzyżem? Jeśli Chrystus był mężem boleści, czyż ona nie była niewiastą boleści?

1. Tutaj widzimy spełnienie się proroctwa Symeona. Teraz stała pod krzyżem Jezusa jego matka. Gdy Jezus ujrzał więc matkę i stojącego obok ucznia, którego kochał, mówi do swojej matki: Niewiasto, oto twoja syn! Wtedy rzekł do ucznia: Oto matka twoja! (Jn 19,25n). Zgodnie z wymaganiami prawa Mojżeszowego rodzice Jezusa przyprowadzili go do świątyni, aby je przedstawić Bogu. Wtedy to był ten stary Symeon, który czekał na Pocieszenie Izraela, wziął go w ramiona i błogosławił Bogu. po powiedzeniu: „Panie, teraz pozwól swojemu słudze odejść w pokoju, według twego słowo: bo moje oczy ujrzały zbawienie twoje, które masz przygotowane na oczach wszystkich ludzi; światło, aby oświecić pogan, i chwała ludu twego Izraela” (Łk 2,29-32)

Zwrócił się też do Marii i powiedział: „Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu Izrael; i za znak, któremu sprzeciwiać się będą; (Tak, miecz przeniknie także twoją duszę), że myśli wielu serca mogą się objawić” (Łk 2,34-35). Dziwne to było słowo! Czy to możliwe, że jej, najwspanialszy ze wszystkich przywilejów miał przynieść ze sobą największy ze wszystkich smutków? Wydawało się najbardziej nieprawdopodobne w czasie, gdy przemówił Symeon. Ale jak naprawdę i jak tragicznie się stało! Tutaj, na krzyżu, było to proroctwo Symeona wypełniło się. „A oto stała pod krzyżem Jezusa Matka Jego” (Jan 19,25). Po dniach jego niemowlęctwa i dzieciństwa, i przez cały ten czas publicznej działalności Chrystusa, tak mało widujemy i słyszymy o Marii. Jej życie było w tle, wśród cieni. Ale teraz, kiedy wybija ostatnia godzina agonii Jej Syna, stoi tam pod krzyżem! Kto może odpowiednio przedstawić taki obraz? Maria była najbliżej okrutnego krzyża! Pozbawiona wiary i nadziei, zdumiona i sparaliżowana dziwną sceną, związana miłością do umierającego, stała pod krzyżem. Spróbuj odczytać myśli i emocje matki. Co to był za miecz, który przeszył jej duszę! Ogromna rozpacz przy nieludzkiej, męczeńskiej śmierci na krzyżu jej dziecka. Żadna matka nie cierpiała tak jak ona. Jego uczniowie, przyjaciele mogli Go opuścić, jego naród mógł Nim wzgardzić, ale jego matka stoi tam u stóp jego krzyża.

Któż może zmierzyć te godziny smutku i cierpienia kiedy miecz powoli przeszywał głęboko jej! Nie było histerii ani demonstracyjnej rozpaczy. Nie było pokazu kobiecej słabości; ani dzikiego krzyku niekontrolowanej udręki; żadnego omdlenia. Nie było ani jednego słowa, któreby padło z jej ust - nie zostało zapisane przez jednego z czterech ewangelistów. Najwyraźniej cierpiała w nieprzerwanej ciszy. Jednak jej rozpacz była realna i przenikliwa. Cicha woda brzegi rwie. Patrzyła, jak jego przebite ręce i stopy zdrętwiały. „Pod krzyżem Jezusa stała matka Jego” (Jn 19,25). W tym czasie tłumy szydziły, złodzieje szydzili, a żołnierze byli bezduszni i obojętni. Zbawiciel krwawił i umierał - a tam jego matka patrzyła na tę straszliwą kpinę. Oto ona: nie chowała się, nie mdlała, nie klęczała bezsilna widokiem zakrwawionego syna - "stała". Jej działanie i postawa były wyjątkowe. Stała pod krzyżem Jezusa — cóż za przedziwna męstwo. Tłumiła swój smutek, i stała cicho. Czy to nie cześć dla Pana zachowała?

2. Tutaj widzimy doskonałego mężczyznę, który daje dzieciom przykład jak szanować swoich rodziców. Pan Jezus udowodnił swoją doskonałość w sposób, w jaki On w pełni wywiązywał się ze zobowiązań wynikających z każdego relacji. Na krzyżu widzimy Jego czułość i troskę o matkę, i w tym mamy wzór. Jezus Chrystus jest przykładem godnym naśladowania przez dzieci wobec swoich rodziców wg prawa natury i łaski. Słowa, które palec Boży wyrył na dwóch tablicach kamień, a które zostały dane Mojżeszowi na górze Synaj, nigdy nie zostały uchylone. Obowiązują tak długo, jak trwa ziemia. Każda z nich jest ucieleśniona w nauczaniu przykazań Nowego Testamentu.

Słowa z Księgi Wyjścia 20,12 są powtórzone w Liście do Efezjan 6:1-3: „Dzieci, bądźcie posłuszni rodzicom swoim w Panu, bo to jest słuszne. Czcij ojca swego i matkę; które jest pierwszym przykazaniem z obietnicą; że to może ci się dobrze powodzi i abyś długo żył na ziemi”. Przykazanie, by dzieci czciły rodziców, sięga daleko poza zwykłym posłuszeństwem tej wyrażonej woli, choć oczywiście to obejmuje to. Obejmuje miłość i przywiązanie, wdzięczność i szacunek. Zbyt często przyjmuje się, że adresatem piątego przykazanią są tylko młodzi ludzie. Nic bardziej mylnego. Bezsprzecznie skierowana jest w pierwszej kolejności do dzieci. Ale wniosek, że to przykazanie traci moc, gdy dzieci wchodzą w pełnoletniość jest błędny.

Zgodnie z definicja, słowo „cześć” wykracza poza posłuszeństwo, chociaż to jest jego pierwsze znaczenie. Z biegiem czasu dzieci dorastają do męskości i kobiecości, który jest wiekiem pełnej osobistej odpowiedzialności, wiekiem, w którym nie są już pod kontrolą swoich rodziców, ale to nie znaczy, że ustały wobec nich zobowiązania. Są winni rodzicom dług, który nigdy nie mogą się całkowicie pozbyć. Jedyne, co mogą zrobić, to okazywać rodzicom szacunek i cześć. W doskonałym wzorze Chrystusa znajdujemy jedno i drugie posłuszeństwo i okazany szacunek.

Fakt, że ostatni Adam przyszedł na ten świat nie tak, jak pierwszy Adam - w pełnym posiadaniu wyróżniających chwał ludzkości: w pełni rozwinięty na ciele i umyśle - ale jako niemowlę, które musiał przejść przez okres dzieciństwa, jest faktem ogromnej wagi i wartości w świetle, jakie rzuca na piąte przykazanie. Podczas Jego dzieciństwa Jezus był pod opieką Marii i Józefa, prawnego ojca. Przybył razem z rodzicami w wieku dwunastu lat do świątyni do Jerozolimy na święto Paschy. W czasie powrotu Jezus pozostał w światyni, podczas gdy jego rodzina wyjechała.

Gdy zreflektowali się, że ich syn został w Jerozolimie natychmiast wracają znajdują Go w świątyni. Matka przesłuchuje go w ten sposób: „Synu, po co się spieszysz tak postępowałeś z nami? Oto ojciec twój i ja szukaliśmy cię zasmuceni” (Łk 2,48). Fakt, że szukała go „zasmucona” odsłania piękny istniejący związek między nimi w domu w Nazarecie! Odpowiedź Jezusa nie jest w formie karcąca, jeśli zauważymy właściwie położony akcent: „Czy nie wiecie?” co dla nas może być zrozumiane: „Mamo, z pewnością znałaś mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że nic nie mogło mnie zatrzymać, ja tylko sprawy Ojca".

Po tych słowach czytamy „I zszedł z nimi, i przyszedł do Nazaretu i był im poddany” (Łk 2,51). I tak dla wszystkich Chrystus Boży dał dzieciom przykład posłuszeństwa rodzicom. Ale więcej. Gdy dorósł i stał się pełnoletni, a wymagane posłuszeństwo Marii i Józefowi przestało obowiazywać, to oddanie szacunku i czci nie skończyło się. Zwróćmy uwagę, że zwracał sie do niej „Kobieto”. Jeśli chodzi o zapis czterech ewangelii, ani razu nie nazwał jej „matką". Z naszej perspektywy bałwochwalstwem jest oddanie Marii hołdu należnego jedynie Jej Synowi; bałwochwalstwo czczenia jej jak„Matki Bożej”. Dwukrotnie w zapisach ewangelii znajdujemy słowa naszego Pana, gdzie Maria jest przedstawiona jako „Kobieta”. Ewangelia Jana przedstawia Chrystusa jako Syna Boga, a jako Syn Boży jest ponad wszelkimi relacjami międzyludzkimi i stąd doskonałe współbrzmienie przedstawienia tutaj Pana Jezusa zwracającego się do Marii jako do „Kobiety”. Czyn naszego Pana na krzyżu polega na poleceniu Marii opiece umiłowanemu apostołowi.

Można to lepiej zrozumieć w świetle wdowieństwa Jego matki . Chociaż ewangelie nie opisują konkretnie śmierci Józefa, nie ma wątpliwości, że Józef umarł zanim Jezus rozpoczął swoją publiczną działalność. Brak wzmianki o życiu męża Marii po incydencie opisanym w Łukasza 2, kiedy Chrystus był 12-letnim chłopcem. W Ewangelii Jana 2 Maria jest widziana na weselu w Kanie, ale nie ma na tutaj także wzmianki o Józefie. A zatem chodziło o Marię i jej wdowieństwo, zważywszy na fakt, że nadszedł czas, kiedy Jezus nie mógł już być dla niej pocieszeniem swoją cielesną obecnością, to objawia się jego pełna miłości troska. Pozwolę sobie na krótkie słowo zachęty. Jak traktujesz rodziców? Czy naprawdę „oddajesz im cześć”?

Czy przykład Chrystusa na krzyżu zawstydza cię? Może jesteś młody i energiczny, a twoi rodzice są siwi i niedołężni; ale mówi Duch Święty: „Nie gardź matką swoją, kiedy ona jest stara” (Prov. 23,22). Może ty jesteś bogaty, a oni biedni; następnie nie zapewnij im zaopatrzenia. Może mieszkają w odległym województwie lub kraju, to zaniedbuj napisać im słowa uznania i czci, które rozjaśnią ich ostatnie dni. To są święte obowiązki. „Czcij ojca swego i matkę swoją”.

3. Tutaj widzimy, że apostoł Jan powrócił do Zbawiciela. Teraz stała pod krzyżem Jezusa jego matka. Gdy Jezus ujrzał więc matkę i stojącego obok ucznia, którego kochał, mówi do swojej matki: Niewiasto, oto twój syn! Wtedy rzekł do ucznia: Oto matka twoja! (Jn 19:25n). Z wyjątkiem, oczywiście, cierpienia Chrystusa z ręki Boga, być może najbardziej gorzkim osadem w kielichu, który pił, było opuszczenie go przez apostołów. To było złe i przygnębiające gdy jego własny naród, Żydzi, pogardzili Nim i odrzucili Go, ale o wiele gorszy i szokującym zdarzeniem było to kiedy Jedenastka towarzyszących Mu apostołów opuściła Go w godzinie kryzysu. „Wszyscy go opuścili i uciekli” (Mt 26,56) To było niewymownie tragiczne. Porażka w „ich czuwaniu” z Nim przez godzinę w Ogrodzie znieczuliła ich umysły, że byli gotowi odwrócić się od Niego w chwili Jego aresztowania.

Pan Jezus uroczyście ostrzegł uczniów, którzy byli bliscy tchórzostwa: „Wtedy Jezus mówi do nich: Wszyscy zgorszycie się z mojego powodu tej nocy: napisano bowiem, że uderzą w pasterza, a owce stada rozproszą się” (Mt 26,31). I nie tylko Piotr, ale wszyscy apostołowie potwierdzili swoją determinację pozostania wiernym Chrystusowi, by stanąć po jego stronie: „Rzekł mu Piotr: Choćbym miał z tobą umrzeć, nie zaprę się ciebie. Podobnie mówili i wszyscy uczniowie” (Mt 26,35). Niemniej jednak jego słowo się sprawdziło i wszyscy niegodziwie go opuścili. Opuścili go, ponieważ byli na niego „zgorszeni”: „Wszyscy zgorszą się z mojego powodu tej nocy” (Mt 26,31). Wstydzili się przebywać w jego towarzystwie. Uznali, że dalsze przebywanie z Nim nie jest już bezpieczne. Porzucenie Chrystusa przez apostołów było jednorazowe, ponieważ nigdy później tego nie zrobili. Po wylaniu Ducha św. ich tchórzostwo zmienił się w odwagę, nieczułe serce w gorliwe i pełne miłości do Ukrzyżowanego. „Bądźcie mocni w Panu i w sile swojej mocy”. Ich tchórzostwo i niewierność były tylko tymczasowe. Później szukali go w wyznaczonym miejscu w Galilei (Mateusza 28,16). Ale czy to nie pocieszające wiedzieć, że jeden z jedenastu szukał Pana, zanim tryumfalnie powstał z grobu? Tak, szukali Go, gdy jeszcze wisiał na krzyżu hańby! Który z małego zespołu apostołów kierował się miłością do Pana? O którym z apostołów jest mowa „ucznia, którego Jezus miłował”. Apostoł Jan powrócił do krzyża Zbawiciela i tam otrzymuje od mu błogosławioną misję.

A teraz jeszcze raz krótkie słowo zachęty. Dla tych, których nie cieszy już słodka społeczność z Jezusem, lub w godzinie próby ponieśli porażkę albo nie mają troski o chwalenie Boga - niech Boża łaska roztopi serce; niech moc Boża przyciągnie z powrotem do Chrystusa, gdzie można znaleźć satysfakcję i spokój. Oto zachęta dla każdego kto zamiast blisko Chrystusa jest teraz daleko. Chrystus nie zgromił apostoła Jana po powrocie; zamiast tego Jego cudowna łaska obdarzyła go niewypowiedzianym przywilejem. Przestań więc błąkać się z dala od Niego i natychmiast wróć do Chrystusa, a On cię powita i doda otuchy i da Ci misję do spełnienia.

4. Odkrywamy tu roztropność Chrystusa. Teraz stała pod krzyżem Jezusa jego matka. Gdy Jezus ujrzał więc matkę i stojącego obok ucznia, którego kochał, mówi do swojej matki: Niewiasto, oto twoja syn! Wtedy rzekł do ucznia: Oto matka twoja! (Jn 19,25n). Widzieliśmy już, jak Chrystus powierzył swoją matkę uczniowi, co było wyrazem jego czułej miłości i dalekowzroczności. Ap. Jan objął opieką owdowiałą matką Zbawiciela przez błogosławione zlecenie Chrystusa. Kiedy Chrystus powiedział do niego: „Oto matka twoja”, to było tak, jakby on powiedział: Niech będzie dla ciebie jak własna matka: Swoją miłość do mnie okaż teraz przez czuły szacunek dla niej.

Od dawna było przepowiadane, że Pan Jezus powinien postępować mądrze i dyskretnie. Przez Izajasza Bóg powiedział: „Oto mój sługa postąpi roztropnie” (52,13).

W poleceniu zaopiekowania się matką przez swojego umiłowanego apostoła, Zbawiciel wykazał się mądrą roztropnością w wyborze tego, który odtąd miał być jej opiekunem. Być może nikt nie rozumiał tak Pana Jezusa jak Jego Matka, i jest prawie pewne, że nikt tak głęboko nie pojmował jego miłości podobnie jak Jan. Widzimy zatem, do czego przystało im towarzystwo wzajemnie, o ile istniała intymna więź wspólna i współczucie jednoczące ich razem i jednoczące ich z Chrystusem!

Zatem nie było nikogo innego tak dobrze nadającego się do zaopiekowania się Marią, nikogo, kogo towarzystwo, które uznałaby za tak sympatyczne, a z drugiej strony tam nie było nikogo, kogo towarzystwo Jana bardziej by mu się podobało. Po latach Pan Jezus objawił się temu apostołowi w chwalebnej apokalipsie. Co ciekawe tylko ta dwójka – Maria i Jan – zostali sprowdzenie do krzyża tuż przed śmiercią Chrystusa.

W Ewangelii Jana 20 dowiadujemy się o wizycie Piotra i Jana do pustego grobu. Jan wyprzedził swojego towarzysza i przybył pierwszy do grobu, ale nie wszedł. Piotr, co charakterystyczne, idzie do grobu i zauważa uporządkowany układ odzież. Potem wchodzi Jan i widzi i „uwierzył” aż do tego czasu ich wiara nie uchwyciła obietnic zmartwychwstania Chrystusa. W związku z wiarą Jana czytamy: „Wtedy uczniowie poszli z powrotem do swego domu” (Jn 20,10). Nie jest nam powiedziane dlaczego tak zrobili, ale w świetle Jana 19,27 wyjaśnienie jest oczywiste. Jest tam powiedziane, że „od tej godziny ów uczeń wziął ją do siebie do własnego domu”, a teraz, kiedy dowiedział się, że Zbawiciel powstał zmartwych, spieszy z powrotem „do domu”, aby przekazać jej dobrą nowinę! Kto bardziej niż matka radowałaby się radosną nowiną! To jest inny przykład cichej i ukrytej harmonii Pisma Świętego.

5. Ważność i współzależność duchowych obowiązków z naturalnymi obowiązkami. Pan Jezus umierał jako Zbawiciel za grzeszników. On był zaangażowany w najbardziej doniosłe i najbardziej zdumiewające zobowiązanie, jakiego ta ziemia kiedykolwiek była lub kiedykolwiek będzie świadkiem. To był punkt zadośćuczynienia znieważonej sprawiedliwości Boga. On właśnie miał wykonać tę pracę, dla której świat został stworzony, dla którego rasa ludzka została stworzona, dla której wszystkie wieki czekał i którym stał się on, wieczne Słowo wcielone.

Nie zapomniał jednak o obowiązkach naturalnych więziach; przez zapewnienie zaopatrzenia dla Marii, która wg ciała, była jego matką. Jest tu lekcja, którą wielu musi wziąć sobie do serca. Żaden obowiązek, żadna praca, jakkolwiek ważna, nie może nas usprawiedliwić od wypełniania obowiązków wynikających z naturalnych więzi, dbania o nie, którzy mają do nas cielesne roszczenia. Ci, którzy wyruszają jako misjonarze do pracy na ziemiach pogańskich i którzy zostawiają swoje dzieci, lub którzy odsyłają ich do ojczyzny pod opiekę obcych, nie podążają śladami Zbawiciela. Te kobiety, które spedzają więcej czasu na zgromadzeniach publicznych, mimo że są religijne zgromadzenia lub którzy schodzą się, aby służyć biednym i potrzebującym, a zaniedbują własne rodziny w domu, przynoszą tylko zniewagę dla imienia i sprawy Chrystusa. Nawet ci, którzy są liderami służby i pracy chrześcijańskiej, którzy są zajęci głoszeniem i nauczaniem, a nie mają czasu na wywiązywanie się z zobowiązań, które są winni własnym żonom i dzieciom, muszą jeszcze raz przestudiować i zacząć praktykować zasadę, której przykładem jest tutaj Chrystus.

6. Uniwersalna potrzeba zwrócenia uwagi na Niego. Maria nie była dumną Madonną, ale jak każdy z nas, członek upadłej rasy, grzesznik zarówno z natury, jak i z praktyki. Zanim przy narodzinach Chrystusa oświadczyła: „Wielbi dusza moja Pana, i rozradował się duch mój w Bogu, moim Zbawicielu” (Łk 1,46n). Teraz w czasie śmierci Pana Jezusa znajduje się pod krzyżem. Słowo Boże nie przedstawia matki Jezusa jako królowej aniołów przystrojonej diademem, ale jak ta, która sama radowała się w Zbawicielu. To prawda, że ​​​​jest „błogosławioną między (nie „ ponad ”) kobietami”, i to przez cnotę najwyższego zaszczytu bycia matką Odkupiciela; była człowiekiem, prawdziwym członkiem naszej upadłej rasy, grzesznikiem potrzebującym Zbawiciela.

Stanęła pod krzyżem. A kiedy tam stała, Zbawiciel zawołał: „Niewiasto, oto Syn Twój!” (Jn 19,26). Jednym słowem wyraża potrzebę każdego potomka Adam – odwrócić wzrok od świata, od siebie i patrzeć z wiarą na Zbawiciela, który umarł za grzeszników. On jest Drogą Zbawienia, w której mamy uwolnienie od gniewu, przebaczenie grzechów, przyjęcie przez Boga. Nie jest to możliwe przez dobre uczynki, ani przez obrzędy religijne. Zbawienie przychodzi przez ujrzenie – „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”. Tak jak Izraelici ukąszeni przez węża na pustyni zostali uzdrowieni spojrzeniem, spojrzeniem na to, co Bóg wyznaczył na obiekt ich wiary, więc dzisiaj odkupienie od winy i mocy grzechu oraz wyzwolenie z grzechu przekleństwa złamanego prawa i z niewoli szatana, jest tylko przez wiarę w Chrystusa, „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak też Syn Człowieczy musi być wywyższony: to każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (Jn 3,14n). W spojrzeniu jest życie. Czy widziałeś Go umierającego na krzyżu - sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przywiódł do Boga? Maria matka Chrystusa musiał Go „zobaczyć”, podobnie i ty. Potem patrz na Niego i bądź zbawiony.

7. Cudowne połączenie doskonałości Chrystusa. To jeden z największych cudów jego osoby – połączenie najdoskonalszych ludzkich uczuć ze swoją boską chwałą. Ewangelia pokazuje, że jest On zarówno Bogiem i człowiekiem – Słowem, które stało się ciałem dokonując przebłagania za wszystkie grzechy wszystkich jego ludzi, zmagających się z mocami ciemności, a jednak pośród tego wszystkiego wciąż pozostała w Nim ta sama ludzka czułość, która ukazuje doskonałość człowieka Jezusa Chrystusa.

Ta troska o matkę w godzinie śmierci była charakterystyczna dla wszystkich Jego zachowań. Wszystko było naturalne i doskonałe. Jak niezbadana najbardziej widoczna prostota. Nie było nic pompatycznego ani ostentacyjnego. Wiele z jego najpotężniejszych dzieł zostało wykonanych publicznie, w domu lub wśród małej grupki cierpiących. Wiele Jego słów, które do dziś są niezgłębione i niewyczerpane w swoim bogactwie znaczeń, były wypowiadane niemal od niechcenia, gdy szedł z kilkoma przyjaciółmi. Tak też było pod krzyżem. On to wykonywał najpotężniejsze dzieło w całej historii.

Był zaangażowany w dziele odkupienia, co w porównaniu, do stworzenia świata zanika w znikomości, a jednak w tym wszystkim nie zapomina o zabezpieczeniu matki - tyle, ile mógłby zrobić, gdyby byli razem w domu. Słusznie powiedziano w starożytności: „Imię Jego będzie Cudowny” (Iz 9,6). Cudowny był we wszystkim, w tym co czynił. Cudowny był w każdym związku, który utrzymywał. Wspaniały był w swojej osobie i był wspaniały w swoim dziele. Wspaniały był za życia i cudowny był po śmierci.

Rozważ to i zacznij Go uwielbiać tak jak na to zasługuje.